Cześć, mam nadzieję, że nie zanudzę Wam ukazywaniem swoich dawnych projektów [nie bójcie się opinie książek będą, może nawet dzisiaj jak uda mi się skończyć pewną książeczkę]. Tym razem chciałbym pokazać Wam sam początek, a dokładniej pięć rozdziałów, mojego krótkiego "romansu" z tworzeniem czegośco miało być książką z kategorii fantastyki. I byłaby to książka gdyby w trakcie pisania [stworzyłem około 1/5 lub 1/8], nie zaczęły mi wpadać inne rzeczy w plan dnia tak bardzo go rociągając, że prez około dwa tygodnie spałem po dwie-trzy godziny. Szczerze nie polecam takiego czasu pracy. Przez trzy-cztery dni wytrzymacie ale i dłużej to utrzymujecie tym trudniej skupić się na rzeczach istotnych. Gdy okazało się, że mógłbym w kalendarz umieścić z powrotem pisanie książki okazało się iż tak naprawdę musiałbym rozwalić cały projekt i zbudować go od zera. Nie żeby był zły [przynajmniej tak mi się wydaje], ale jest wiele rzeczy które napisałbym inaczej czy wręcz jedne całkowicie wykreślił a zamiast tego dodał inne. Ale dość mego biadolenia ;) Proszę bardzo oto ten fragment, a ja z chęcią przeczytam co o nim sądzicie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Prolog
Wygnaniec,
odmieniec, pół-człowiek. Tak o nim mówili. Przez całe życie
musiał chować się po kanałach a przez długi czas nie wiedział
nawet dlaczego. Aż pewnego dnia podczas wędrówek po kanałach
usłyszał głosy. Nigdy ich wcześniej nie słyszał jednak po tonie
i barwie od razu poznał, że to strażnicy. W pierwszej chwili
chciał odwrócić się i uciec jednak coś skłoniło go do
ostrożnego podejścia w tamtą stronę. Cały czas skryty w cieniu
obserwował strażników, którzy rzucali czymś w jakąś kupkę
starych materiałów. Gdy przyjrzał się bliżej zauważył tam ruch
i zareagował instynktownie. Podniósł rękę i krzyknął "STOP",
a między strażnikami a czymś w środku pojawiła się bariera
"jestem skażony magią", pomyślał a głośno powiedział
do zaskoczonych i lekko wystraszonych strażników "odejdźcie
stąd i nie wracajcie". Strażnicy wiedzieli, że magowie czy
może jak są nazywani "nieczyści", są niebezpieczni
dlatego spełnili jego rozkaz, zresztą coś, nawet gdyby się nie
zgadzali to coś ich zmuszało do jej posłuchania. Na odchodne jeden
ze strażników dodał ". Zabieraj nieczystą larwo i wynoście
się z naszego cudownego miasta. Wasza klątwa nie jest tu mile
widziana". I odeszli, mężczyzna znowu działając
instynktownie zdjął barierę i zbliżył się do postaci zakopanej
w materiale. Pod nimi była kobieta, a gdy spojrzał jej w oczy
wiedział, że ona również jest spaczona magią. Wyciągnął do
niej rękę i powiedział "chodź zaprowadzę cię w miejsce
bezpieczne dla takich jak my".
Rozdział
1
To
zdarzyło się tydzień temu. Od tego dnia do obecnego podróżujemy
razem, no może podróżujemy to nie jest odpowiednie słowo. Raczej
ja wędruję w jednym kierunku a ta kobieta idzie ze mną. Wiecie co
jest najdziwniejsze, że ona nie odezwała się ani słowem przez ten
czas. Próbowałem się z nią porozumieć, lecz zawsze napotykałem
opór, tym silniejszy im bardziej chciałem porozmawiać. W końcu
przyzwyczaiłem się do jej milczącego towarzystwa, a nawet
polubiłem to uczucie. Chciałbym opowiedzieć wam jednak co
wydarzyło się dzisiejszego poranka, gdy jedliśmy upieczone ryby
które złowiłem w pobliskim jeziorku. Kobieta, gdy skończyła jeść
podniosła wzrok na mnie i powiedziała „idę nad staw się
wykąpać. Zaczekasz aż wrócę?”, ja przez dłuższy czas
wpatrywałem zaskoczony. Wiecie już sądziłem, że strażnicy
odcięli jej język, oni lubią tego typu zabawy. Jedyne co udało
mi się zrobić to skinienie głowy, kobieta wstała i udała się w
kierunku akwenu. Jenak, zanim dotarła do niego odwróciła się i
powiedziała „nazywam się Mesna, a ty?”. Moje imię? Ona pytała
na moje imię? Od dawna go nie używałem. Mesna nie czekała na moją
odpowiedź, tylko wznowiła swą wędrówkę do stawu. Kusiło mnie,
by patrzeć na nią, lecz coś w, środku mówiło, że nie
powinienem tego robić. W czasie gdy moja znajoma dbała o higienę
ja dołożyłem do ognia by mogła się wysuszyć oraz przygotowałem
część niezjedzonych ryb jako prowiant na późniejszy czas. Gdy
wróciła przykucnęła obok ogniska, a ja mogłem przyjrzeć się
jej uważniej. Miała długie rude włosy, kręcone jej oczy koloru
jasnej zieleni teraz odbijały płomienie ogniska miały działanie
hipnotyzujące i aż ciężko było oderwać wzrok od nich i spojrzeć
na resztę ciała, które mimo nałożonych starych, brudnych,
śmierdzących i zniszczonych ubrań miało atrakcyjne wymiary. W
sumie nie powinienem narzekać na jej ubrania, ponieważ moje wcale
nie prezentowało się lepiej. Mesna wychwyciła moje spojrzenie i
odparła.
-
Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak się nazywasz?
-
Ja … - zacząłem, nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć - …
nie pamiętam. Od dawna go nie słyszałem. - skończyłem zgodnie z
prawdą.
-
Musisz mieć jakieś imię. - powiedziała a na jej ustach zagościł
delikatny uśmiech. Nie taki, do którego byłem przyzwyczajony, a
raczej było w nim coś dobrego, albo miłego – Zgodzisz się, abym
nadała ci jakieś? - spytała a jej wielkie pistacjowe oczy
wpatrzone były we mnie.
-
W porządku, jeśli chcesz. Ale pod warunkiem, że odpowiesz mi,
dlaczego tak długo milczałaś.
-
Niech będzie. A zatem twoje imię hm … - uniosła jeden palec i
dotknęła swego policzka a kawałkiem innego palca (tym który się
zgina), powoli przesuwała po górnej części ust. - Alec? Tak, to
dobre imię wyglądasz, jak Alec.
-
Wyglądam? - znasz jakiegoś.
-
Nie, w ogóle mało osób ze mną rozmawia. A gdy ja odzywałam się
sama do jakiegoś mężczyzny to byłam karana. Na pewno widziałeś
moje plecy.
-
Nie podglądałem cię. - odparłem, na co Mesna tylko szerzej
otworzyła oczy, zdziwiła się? - To niegrzeczne. Karali cię za
odzywanie się?
-
Tak, dopóki nie zjawili się strażnicy i nie znaleźli we mnie
przekleństwa. Wtedy wrzucili mnie do kanałów gdzie mieli pobić
tak mocno, że nie mogłabym się ruszyć, a potem zostawić mnie na
śmierć. Często tak robią, od kiedy Rada zakazała palenia. Mieli
zacząć mnie bić, ale wtedy ty się pojawiłeś. Wiesz, że
wyszedłeś z mgły. Zupełnie jakbyś nią był, nie odzywałam się
do ciebie, ponieważ bałam się, że jesteś tylko wytworem mojej
wyobraźni. A to, że strażnicy posłuchali cię uznałam za sen.
Myślałam, że straciłam przytomność i żeby nie czuć bólu to
przeżywałam coś takiego. Dopiero wraz z upływem dni nabierałam
coraz większego przekonania, że jesteś prawdziwy. Jednak dalej
bałam się ciebie, no może nie do końca ciebie, a raczej tego, że
zabierasz mnie do handlarzy gdzie zostawisz razem z innymi
produktami. Gdzie idziemy?
-
Do bezpiecznego miejsca. - powiedziałem, mając nadzieję, że
zabrzmi to wiarygodnie. Głupio tak mówić, że o tym bezpiecznym
miejscu dowiedziałem się ze snu. To było jakiś czas temu, a ten
sen był dziwny, dokładnie pamiętam głos oraz urządzenie, a nie
mogę sobie przypomnieć właściciela głosu. Zupełnie jakby nie
chciał być zapamiętany. Głos powiedział „Idź na północ, to
urządzenie wskaże ci drogę”. I koniec, obudziłem się a w mojej
dłoni leżało urządzenie wraz ze sznurkiem, aby zawiesić sobie na
szyi. Od tego czasu idę w tamtą stronę a urządzenie jest stale
przy mnie. - Bezpiecznego dla takich jak my. - powiedziałem z
naciskiem.
-
Nie wiem, czy gdziekolwiek jest bezpiecznie dla mnie. A ty jesteś
przeklęty. Nie my jesteśmy przeklęci.
-
Nie przejmuj się tym. Chodź jak dopisze nam szczęście to dziś
dojdziemy do wioski gdzie będziemy mogli się ukryć i dzisiejszą
noc spędzić na sianie, nieniepokojeni przez nikogo. A jeśli się
uda to, kto wie. Może nie napotkamy żadnych łowców i będziemy
mogli zapracować na świeże wiejskie jedzenie. Rany, jak dawno nie
jadłem świeżego chleba – ostatnie zdanie powiedziałem raczej do
siebie zamykając oczy i zwracając twarz ku niebu.
Wstaliśmy
i dokładnie ugasiliśmy oraz zasypaliśmy pozostałości naszego
ogniska, po czym ruszyliśmy w kierunku wyznaczonym przez urządzenie.
Tak naprawdę nie wiedziałem, czy znajdziemy jakąś wioskę, ale
tyle jest ich rozsianych po świecie więc kto wie może to malutkie
kłamstwo zostanie mi wybaczone a kobieta wyglądała jakby miała
lekko dość spania na ziemi gdzie jedyną ochroną przed chłodem
było nasze ubranie. Osobiście niespecjalnie lubiłem towarzystwo
innych ludzi, najczęściej unikam większych ich zgromadzeń. W
kanałach pod miastem byłem, ponieważ alternatywą była wędrówka
przez miasto, nie miałem żadnej możliwości jego obejścia.
Rozdział
2 – Mesna
Zostałam
zaciągnięta do „tuneli śmierci”, w nich zawsze śmierdzi i
jest obecna jakaś dziwna mgła. Strażnicy pchnęli mnie na ścianę
tak mocno, że po zetknięciu z nią upadłam lekko oszołomiona,
słyszałam jak mówią „teraz plugawa nie nadajesz się nawet jako
towar. Mamy dopilnować byś stąd nie wyszła.” Podniosłam głowę
i zobaczyłam jak zmierzają ku mnie, ale za nimi mgła przybierała
postać człowieka. Ten wyciągnął ku mnie rękę i krzyknął
„Stop”, poczułam, że coś pojawiło się między mną a
strażnikami i przerażona skuliłam się w sobie błagając w
myślach bym miała jeszcze okazję zobaczyć słońce. Niczego
więcej nie pragnęłam, mogłam nawet później umrzeć ale bałam
się śmierci tutaj i pochłonięcia przez tę mgłę. Wtem poczułam
dotknięcie na ramieniu, nie takie, do jakiego byłam przyzwyczajona
czy jakiego się spodziewałam, a raczej czułe i delikatne.
Spojrzałam w górę i zobaczyłam „mężczyznę z mgły”, gdy
nasze oczy spotkały się powiedział coś w stylu „jesteś taka
jak ja. Idę do bezpiecznego miejsca chodź ze mną, jeśli chcesz”.
Nie bardzo wiedząc co robię, wstałam a tajemniczy on przytrzymał
mnie chroniąc od upadku. Gdy już upewnił się, że stoję pewnie
odszedł parę kroków a ja podążyłam za nim niczym w transie. Po
jakichś dziesięciu minutach takiego marszu zobaczyłam światło,
wyjście. Gdy dotarłam do granicy pomiędzy mrokiem a jasnością
przesunęłam po niej opuszkami palców. Następnie zrobiłam dwa
kroki i przez następne minuty naszego marszu delektowałam się
ciepłem. Wędrowaliśmy tak przez dość długi czas. A na noc
zatrzymywaliśmy się w miejscach, które na pozór są całkiem
zwyczajne, jednak mój towarzysz zawsze w takich potrafił znaleźć
drewno albo inne rzeczy na ognisko, raz nawet złożył trawę w
takie dziwne bloczki. Wrzucił dwa a paliły się przez całą noc.
Gdy zasypiał, podchodziłam do niego cichutko i obserwowałam i
czasami dotykałam palcem lub patykiem. Miałam wrażenie, że jeśli
tego nie zrobię to on rozwieje się niczym mgła, gdy nie jest
potrzebna. Za dnia nie odzywałam się do niego, mimo że on coś
mówił. Głównie ze względu, na to właśnie wrażenie. Jednak gdy
po kilku takich nocach biwakowaliśmy nad jeziorem przestało mnie to
obchodzić i powiedziałam mu swoje imię, a kiedy on nie odpowiadał
wstałam i poszłam się wykąpać. Nie wiem ile czasu minie, zanim
taka okazja znów się pojawi. Kiedy byłam nad brzegiem wody
rozebrałam się, zarumieniłam się zawstydzona śladami na moich
plecach, odwróciłam głowę, mój towarzysz podróży siedział
przed ogniskiem tyłem do mnie oraz robił coś z naszym jedzeniem, a
ja coraz bardziej byłam nim zaintrygowana. Nie przypominał żadnych
mężczyzn, których poznałam do tej pory. Jednak on nie mógł
dowiedzieć się, że go obserwuję. Szybko weszłam do wody, była
cudowna, a to uczucie zmycia z siebie brudu i zmęczenia można by
porównać do ekstazy. Kiedy wróciłam na brzeg, założyłam na
mokre ciało swoje ubranie i wróciłam do ogniska. Mój tajemniczy
mężczyzna udał się skorzystać z kąpieli a ja wiedziona
ciekawością posłałem za nim wzrok. Kiedy już wrócił
spróbowałam ponownie zacząć rozmowę. Okazało się, że ma on
jakiś dziwny przedmiot, który pokazuje jemu i tylko jemu drogę do
bezpiecznego miejsca. Dowiedziałam się również, że on nie
pamięta swego imienia, miałam ochotę go wtedy przytulić, ale coś
mi mówiło, że nie powinnam. Wymyśliłam mu imię, no może nie do
końca wymyśliłam. Kiedy patrzyłam na niego myśląc, jakie do
niego pasuje usłyszałam wewnątrz siebie kobiecy głos, który
wołał „Alec”, a później głos mężczyzny siedzącego przede
mną, jednak ten głos wydawał mi się inny taki młodszy. Nie
powiedziałam mu tego, ponieważ bałam się, tego, jak zareaguje.
Alec powiedział, że dzisiaj przenocujemy w lepszych warunkach. I
tylko to stwierdzenie pchało mnie naprzód. Gdy słońce chyliło
się ku zachodowi trafiliśmy nie do wioski a obozowiska. Ostrożnie
i w gotowości do natychmiastowej ucieczki podchodziliśmy powoli. W
pewnym momencie jakaś postać ze środka obozowiska wstała i
skierowała się w naszą stron. Zatrzymaliśmy się i byliśmy
niczym króliki w pułapce. Obozowicz odezwał się do nas.
-
Witaj bracie i siostro. Czekaliśmy na was. Dołączcie do nas na
czas kolacji a później pokażemy skierujemy was na wasze posłania.
-
Proszę wybaczyć mą śmiałość – zaczął Alec – ale czy
zechciałaby pani powiedzieć kto uprzedził o naszym przyjściu.
-
Nasza Wszechwidząca, jeśli będziecie chcieli oraz czuli się na
siłach to po kolacji zaprowadzę was do niej. - Alec spojrzał na
mnie a jego spojrzenie pytało mnie co tym sądzę i, czy powinniśmy
przyjmować zaproszenie. „Czemu nie”, odparłam „może
Wszechwidząca pomoże nam w poszukiwaniach”. Alec podziękował
kobiecie i oboje weszliśmy do obozu. Liczył on prawie trzydzieści
osób i wszyscy wpatrywali się w nas. Jednak nie było tam złości,
pogardy, strachu oraz żądzy mordu. Raczej ciekawość oraz szczera
troska o nas stan. Podano nam jakiś dziwny placek, który nieufnie
powąchałam, ale woń ciasta była jakaś taka nijaka i nie,
zapadająca w pamięć. Aby nie urazić gospodarzy ugryzłam mały
kawałek i po prostu rozpłynęłam się. Rany takiej cudowności nie
miałem nigdy w ustach. Zjadłam cały w trzech następnym gryzach,
po czym sięgnęłam po kubek z jakimś płynem. Na początku
sądziłam, że to woda jednak ta ciecz była tak mocna, że po
pierwszym łyku się rozkaszlałam, ale gdy już opanowałam się i
wypiłam kolejne czułam słodki posmak oraz ciepło roznoszące się
po całym ciele. Następnie podano jakieś warzywa, których na oczy
nie widziałam i aby wiedzieć jak je jeść podpatrywałam innych
obozowiczów. Kolacja trwała aż do nastania całkowitych ciemności,
ale zanim one przyszły gospodarze rozpalili jeden duży ogień na
środku i małe ognisko przed każdym wozem. Gdy skończyliśmy jeść
obozowicze zaczęli grać na jakichś instrumentach a Alec przechylił
się do kobiety, która nas powitała a później do mnie i spytał
„chcesz iść ze mną do Wszechwidzącej czy wejdziesz do któregoś
z wozów i spróbujesz się przespać?”.
Rozdział
3
Gdy
wraz z nadchodzącą nocą dotarliśmy do obozu chciałem wyć ze
szczęścia. Naprawdę bałem się, że nie natrafimy na nic i
będziemy zmuszeni do kolejnej nocy pod gołym niebem. Na początku
chciałem wykraść jakieś jedzenie, a następnie zaszyć się w
jakiś ciemnym kącie stodoły, byłem zaszokowany zaproszeniem do
posiłku oraz informacją, że spodziewano się nas. Ta cała
Wszechwidząca tak bardzo mnie zaciekawiła, iż chciałem pójść
do niej od razu a zmęczenie po całodniowej podróży zniknęło
niczym pstryknięcia palcami. Jednak widząc tak dużo żywności
poustawianej mój żołądek zaczął się upominać mówiąc, że
miał dzisiaj tylko dwie ryby z czego jedna o świcie. Spoglądając
na barakowozy, które jak się dowiedziałem służyły jako
mieszkania, magazyny, szkoła, itp. naszła mnie myśl na temat
pochodzenia warzyw i owoców, które zostały podane. Już miałem
zapytać jednak niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Gdy po raz
pierwszy w życiu najadłem się do syta byłem gotowy na spotkanie.
Przez grzeczność spytałem swej towarzyszki Mesny, muszę
przyzwyczaić się do tego imienia, czy pójdzie ze mną, czy może
jest za bardzo zmęczona. W końcu nie była przyzwyczajona do
takiego życia jak ja. Kobieta po raz kolejny zaskoczyła mnie swą
siłą i hartem ducha. Wiecie czasami łapałem się na tym, że
szukam ją wzrokiem, a następnie szybko zrywam kontakt, gdy ona się
zorientuje, nieważne czy jesteśmy sami, czy może mijamy strażników
szos albo coś innego. Pewnie zapytacie kim są strażnicy szos, a
może powinienem powiedzieć czym są. To posągi, które
przypominają ludzi z tym że są wielkości ponad ośmiu metrów
oraz mają tyle głów ile jest na rozstajach. Każda głowa patrzy
na inną drogę. Zawsze jak ich mijam czuję się nieswoją jakby
mogli samą siłą wzroku zamienić mnie w popiół albo coś w tym
stylu. No dobra, ale odbiegam od tematu, którym jest Wszechwidząca.
Zostaliśmy poprowadzeni do jednego ze starszych barakowozów mijając
po drodze ten, w którym mieliśmy spędzić noc. Razem z Mesną
wspięliśmy się po czterostopniowej drabinie, spojrzałem na swą
partnerkę w podróży dodając sobie otuchy, jednak zanim zdążyłem
zapukać ze środka rozbrzmiał głos „Alec, Mesna, wchodźcie”.
Spojrzeliśmy jednocześnie na siebie a w naszych oczach pełno było
szoku, zaskoczenia oraz coś na wzór strachu. Mesna złapała mnie
pod ramię i razem wkroczyliśmy do środka. Pierwsze co rzuciło nam
się w oczy, a raczej w nosy to zapach tak jakby nigdy nie otwierano
tutaj niczego oraz nie pozwalano na wymianę powietrza. Wszechwidząca
okazała się starą, bardzo starą kobietą o zamkniętych
powiekach, wokół których widać było ciemniejsze plamy. Pamiątka
po wypalaniu? Jednak mimo swego wieku oraz braku oczu poruszała się
z gracją, oraz pewnością. Widać od dawna jest tutaj. Usiadła na
dużej poduszce, po czym wskazując dwie naprzeciwko powiedziałam:
-
Siadajcie moi mili. Pewnie macie mnóstwo pytań. Może będę w
stanie Wam pomóc.
-
Wszechwidząca – zacząłem, jednocześnie razem z Mesną
spełniając jej prośbę – Jesteśmy przeklętymi i staramy się
nie dać pochwycić łowcom. Czy może wiesz cokolwiek o bezpiecznym
miejscu na północy?
-
Pochodzicie z Pesii. Tylko tam wasze umiejętności są postrzegane
jako zło. Tak znam miejsce, do którego zmierzacie. Waszą krainę
opuścicie za dwa dni, jednak wasz cel jest dalej. Alec twój prezent
to potężne urządzenie mogę je zobaczyć?
-
Oczywiście Wszechwidząca – odparłem zdejmując urządzenie z
szyi i składając na jej dłoniach.
-
Tak … - zaczęła kobieta, obmacując każdy kawałeczek - …
jesteś starszy niż na to wyglądasz. Powiedz mi jaką tajemnicę
skrywasz. Czujesz, twoi bracia i siostry również ze mną
rozmawiali. Nie wstydź się … - mówiła, a właściwie szeptała
tak przez pewien czas.
-
Wszechwidząca, wybacz .. - zaczęła Mesna - … ale nie rozumiem.
Skąd wiedziałaś o nas. Przecież my sami nie wiedzieliśmy co się
stanie.
-
Umiem dostrzegać znaki niewidoczne dla innych dziecko. -
odpowiedziała kobieta, oddając mi urządzenie, które natychmiast
założyłem. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, ale bez niego czułem
się nagi, no może niedokładnie, raczej niekompletny – Urządzenie
wskazuje wam drogę i poddaje testom. A gdy dotrzecie na miejsce
zmieni się i powie coś więcej. Nie wiem co ani kiedy, po raz
pierwszy w życiu ta część jest dla mnie zagadką. - odparła
szczerze zasmucona, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie –
Przykro mi chciałam wam pomóc bardziej, ale mogę tylko zaoferować
miejsce do spania oraz podarowanie wam zapasów. Naprawdę chciałam
aby wszyscy tu obecni poszli z wami jednak to wasza wędrówka i
tylko wy możecie jej podołać. - zamilkła na chwilę, a gdy
ponownie się odezwała jej głos brzmiał bardzo stanowczo – Już
późno dzieci. Idźcie spać a jutro zobaczymy.
Razem
z Mesną wstaliśmy całkowicie bezwiednie i zostaliśmy poprowadzeni
do naszego miejsca spoczynku. Nie wiem jak ona, ale ja kompletnie nic
nie pamiętałem od momentu wstania z poduszek u Wszechwidzącej a
wejściem do naszego wozu. W środku były dwa łóżka i coś na
wzór ściany z materiału. Po zasunięciu powstają niby dwie
sypialnie. Na końcu wozu znajdowało się inne pomieszczenie, takie,
które pełniło funkcję łazienki. Gdy zasunąłem ścianę,
rozebrałem się i położyłem do łóżka. Boże nigdy nie spałem
na czymś tak miękkim. Myślałem, że przez tę miękkość nie
będę w stanie zasnąć, ale pełny posiłek i ciepła, bezpieczna
przystań sprawiła, iż usnąłem bardzo szybko i mimo tego, że
zwykle mam bardzo płytki sen i łatwo mnie obudzić, ocknąłem się,
dopiero gdy Mesna złapała mnie za ramię i zrzuciła z niego.
-
O co chodzi? - spytałem może gorszy niż powinienem.
-
Zniknęły nasze rzeczy.
-
Co!? - odparłem zdumiony – ale jak to?
-
Spójrz leżały tam a teraz ich nie ma. - powiedziała wskazując
palcem, w puste miejsce, gdzie wcześniej położyliśmy nasze
ubrania.
-
A reszta naszych rzeczy?
-
Są na miejscu – odpowiedziała poprawiając kołdrę, koc,
cokolwiek co leżało na łóżku – chyba niczego nie brakuje.
-
Jest tu jakieś okno? Jak długo spaliśmy?
-
Nie wiem, ale gdy spałeś wyjrzałam na chwilę przez drzwi. Jest
jeszcze ciemno.
-
Co możemy zrobić? Przecież nie wyjdziemy nadzy na zewnątrz. -
powiedziałem wycierając twarz o dłonie.. W tym momencie drzwi
zaczęły się otwierać. Ja znowu pod wpływem impulsu wykonałem
prawą dłonią jakiś symbol, po czym nad nią pojawiła się mała
kulka. Latała delikatnie nad dłonią i składała się tylko i
wyłącznie z ognia. Co zaskakujące nie parzył mnie, wydzielała
przyjemne ciepło, jednak wiedziałem, iż jest śmiertelnie
niebezpieczna. - Kto tam jest? - krzyknąłem w kierunku drzwi –
powiedz mi, inaczej cię spalę. - Drzwi przestały się otwierać a
zza nich popłynął dźwięk? Dźwięk głosu.
-
Ja przepraszam, że was obudziłem. Zostałem wysłany by posprzątać
wasze ubrania, ale były w tak złym stanie, że wyrzuciliśmy je a
teraz mam dla Was nowe. Proszę pozwólcie mi wejść i nie
wspominajcie innym, że obudziłem Was.
-
Możesz wejść. - powiedziałem jednocześnie sprawiając, że kula
znikła. Do środka wszedł chłopczyk mniej więcej dwunastoletni.
Położył nowe ubrania w miejscach, gdzie były nasze i szybko
uciekł. Razem z Mesną spojrzeliśmy na siebie. Po czym wstałem
zastawiłem drzwi, po czym zwróciłem się do niej – Niech teraz
spróbują się dostać do środka. Spróbujmy jeszcze się przespać.
Jutro czeka nas długi dzień.
Rozdział
4
Reszta
nocy upłynęła spokojnie, nie wiem, czy to zasługa
zabarykadowanych drzwi, tego, jak bardzo wystraszyłem to dziecko,
wygodnych posłań czy może towarzystwa. Ponieważ mimo obecności
tej ruchomej ściany używaliśmy jej, tylko gdy się przebieraliśmy,
a następnie odsuwaliśmy. Gdy nastał ranek po raz pierwszy nie
chciałem wstawać. Leżałem w łóżku i marzyłem, że kiedyś
będę takie mieć i będę wtedy raz albo dwa na tydzień leżał
przez cały dzień. Jednak po jakimś czasie czułem dziwne fale
gorąca oraz musiałem co jakiś czas poruszać rękoma i nogami.
Spojrzałem w kierunku łóżka Mesny, jeszcze spała „niech śpi,
dużo przeżyła wczoraj”. Wstałem z łóżka i podszedłem do
ładnie złożonych ubrań. Kiedy już się ubrałem wziąłem
ubranie kobiety i położyłem je bliżej łóżka, tak by mogła
sięgnąć po nie, nie narażając się na kontakt z podłogą.
Następnie odwróciłem się do niej plecami i zacząłem badać nowe
ubranie. Okazało się ono zaskakująco lekkie, wygodne i także
posiadające dużą ilość kieszeni. Usłyszałem jak Mesna
przeciąga się w łóżku i mimo wielkiej ochoty nie odwróciłem
się. Powiedziałem tylko „Położyłem twoje ubrania po twojej
prawej stronie, jeśli chcesz zostać sama powiedz a ja zaraz otworze
drzwi i wyjdę”. Moja towarzyszka odpowiedziała, że to nie jest
konieczne. Ufa, że nie będę podglądał. Gdy wypowiedziała to
zdanie odruchowo obróciłem głowę o dziewięćdziesiąt stopni
jednak szybko cofnąłem ten ruch i skupiłem się na swoich nogach,
na których były również nowe buty. Nie trwało długo jak Mesna
musnęła delikatnie moje ramię i wyszeptała „możemy wychodzić
jestem gotowa”. Odbezpieczyliśmy drzwi, a gdy je otworzyłem
puściłem ją przodem. Dzięki temu mogłem spokojnie zaobserwować,
że stare ubrania wiele maskowały. Po wyjściu z baraku
skierowaliśmy się w miejsce, gdzie poprzedniego wieczora jedliśmy.
Obozowicz, który wczoraj nas powitał już tam był razem z kilkoma
innymi. Gdy nas zobaczył wskazał nam miejsca obok siebie, a gdy je
zajęliśmy spytał:
-
Wypoczęliście? Jak minęła noc?
-
Wyśmienicie. - odparłem – Chyba nawet władca Pesii, nie ma
wygodniejszego łoża.
-
Miło mi to słyszeć. Wszechwidząca rozmawiała ze mną po waszym
wyjściu. Naprawdę żałuję, że nie możemy Wam towarzyszyć, a
szczególności Tobie piękna Pani – powiedział nie odrywając
wzroku od Mesny, która na to wyznanie spłonęła rumieńcem i
przesunęła się po ławie bliżej mnie. - Trudno, będę musiał
jakoś to przeżyć. Przygotowaliśmy wam prowiant na drogę.
Zapakowaliśmy je w dwie torby. Jest tam jedzenie, także takie,
które zostało przygotowane według naszych tajemnych przepisów.
Jest tam na przykład mięso specjalnie wysuszone w taki sposób, że
zachowuje swój smak i nie zepsuje się przez długi czas. Zresztą
cała żywność, jaką tam macie jest przygotowana na długą
podróż. Dodatkowo macie tam komplet ziół, maści i tym podobnych
wraz z informacją, jak i na co je stosować. Oraz kilka
niespodzianek, które Wszechwidząca osobiście kazała wam dać.
-
Jesteśmy wdzięczni za waszą szczodrość, ale nie mam jak się
odwdzięczyć – powiedziała Mesna.
-
To prezenty – odparł wesoło nasz rozmówca – Nie musicie nic
dawać w zamian. A zapomniałbym, potraficie czytać?
-
Ja tak – powiedziała kobieta, patrząc na mnie bym zabrał głos –
Ja też, tak trochę.
-
Świetnie, mam dla was list od Wszechwidzącej – wręczył nam
zamknięty list – otwórzcie go, gdy nasz obóz zniknie wam z oczu.
-
Zaraz. - powiedziałem – Wszechwidząca jest niewidoma. Jakim cudem
napisała list?
-
Ona nie potrzebuje oczu. Ograniczały ją tylko. Opowiadała wam
swoją historię?
-
Nie – powiedziała Mesna – Ty ją znasz?
-
Nie całą oczywiście. Ale pewną jej część. - pochylił się ku
nam zniżając jednocześnie głos, zupełnie jakby ta informacja
była tylko dla naszych uszu – To wydarzyło się dawno temu, gdy
Wszechwidząca była dzieckiem, które właśnie zmienia się w
kobietę. Dopiero wtedy można wykryć czy ma się Dar, czy jak to
nazywają Strażnicy czy Łowcy, przekleństwo. Jednak jest ich za
mało by każdego sprawdzić dlatego często zdarza się, że dopiero
parę lat później jest to odkrywane, jednak odbiegam od tematu. No
więc Wszechwidząca dorosła i stała się kobietą. Dostała wtedy
pierwszej wizji, nie wiem co zobaczyła, ale tak ją to wystraszyło,
że jak najszybciej wróciła do domu i opowiedziała wszystko
rodzinie. Oni zawiadomili Strażników, jednak nie wińcie ich.
Pamiętajcie, że byli oni wychowywani w przeświadczeniu, że
chronią ich od wszelkiego zła. Zaraz jakie mają motto …
-
… Zło jest na zewnątrz i w środku. Tylko strażnik was ochroni,
tylko strażnik was ocali, tylko strażnik was uwolni. - Wyrecytowała
z pamięci Mesna – Zanim mnie odkryto widziałam wielu strażników
a oni nie sprawdzali mnie, ponieważ straciliby zabawkę.
-
… tak strażnicy są coraz bardziej brutalni. - ponownie przemówił
mężczyzna – Wszechwidząca mówi, że kiedyś tak nie było, że
gardzili i otwarcie sprzeciwiali się niewolnictwu. Później nastała
wojna i potrzebowano darmowej siły roboczej a po jej zakończeniu
ludzie przyzwyczaili się do niewolników i odmawiali ich uwolnienia.
Pesia, była wtedy słaba i ostatnie czego potrzebowała to wojny
domowej. Jednak to opowieść na kiedy indziej. Może kiedyś
spotkamy się jeszcze i wtedy opowiem Wam. No więc strażnicy
przyszli do domu Wszechwidzącej i wszystkich obecnych przesłuchali.
Powiedzieli, że ich córka jest przeklęta i muszą ją zabrać do
twierdzy na leczenie. Kiedyś tak mówiono, ale nigdy nie istniała
żadna twierdza. To tylko kłamstwo dla rodziny. Tak naprawdę
została zabrana do koszar gdzie wypalono jej oczy, oznaczono i
wykorzystywano przez kilka dni. Pewnie zabiliby ją po znudzeniu się,
gdyby nie pewien służący, który zapłacił życiem za to by ją
wydostać. Nie wiedziała jak się nazywa ani nic innego, gdyż każdy
służący zostaje zmuszony do wypicia naparu, po którym język mu
usycha i odpada, wszystko po to aby nie mówili nikomu o tajemnicach
strażników. Wszechwidząca dotarła jakoś do swego domu jednak
zamiast niego zastała tylko popiół oraz resztki domu, których nie
strawił ogień. Podobno w nocy był wypadek i wybuchł pożar.
Dopiero po latach dowiedziała się, że to strażnicy podczas
nocnego patrolu podłożyli ogień. Wszechwidząca uciekła wtedy do
lasu. I tam dopiero zorientowała się, że widzi. I to nie tylko to,
co teraz, lecz również to, co było i będzie. Ot i cała historia,
przynajmniej cała część, którą ja wiem.
-
Dziękujemy, że zaufałeś nam na tyle aby to powiedzieć.
-
To nie ja. To Wszechwidząca udzieliła swojej zgody.
-
Ale przecież pytałeś, czy my o tym nie wiemy?
-
Ja i Wszechwidząca jesteśmy połączeni. Nie wiem jak to działa,
ale możemy rozmawiać przywołując tylko obraz drugiej osoby i w
myślach formułować pytania.
-
Można się tego nauczyć? - spytałem szczerze zainteresowany.
-
Nie wiem, nie spotkałem nikogo z takimi umiejętnościami, ale może
w waszej podróży znajdziecie odpowiedzi. - Po tym zaprosił nas na
śniadanie a po nim odprowadził na granicę obozu. Ścisnął mi
dłoń na pożegnanie i uścisnął Mesnę, a kiedy ją obejmował w
mojej głowie pojawiła się myśl „gdzie ta ręka”, rany co się
ze mną dzieje. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy przed siebie.
Spojrzałem z ukosa na kobietę i uśmiechnąłem się do samego
siebie.
Rozdział
5
Trzeciej
nocy dotarliśmy do gór granicznych Pesii, nikt nie wie co się
znajduje za nimi, ani czy możliwe jest ich przekroczenie. Razem z
Mesną znaleźliśmy niewielką grotę, która posłuży nam za
schronienie na dzisiejszy wieczór. Po szybkim oraz skromnym posiłku,
po jedzeniu w obozie wszystkie wydają się skromne, owinęliśmy się
w bardzo oryginalny worek wręczony nam razem z innymi rzeczami w
torbie. W notatce wyjaśniającej było napisane, że ten worek nosi
nazwę śpiwór oraz że jest wygodny, ciepły i lekki. W sam raz na
wykorzystanie go podczas nocnego odpoczynku. Na początku byłem
pełen nieufności, lecz po pierwszej nocy w śpiworze nie wiem jak
mogłem do tej pory spać bezpośrednio na ziemi. Mam nadzieję, że
nie przyzwyczaję się zbyt szybko do takiego luksusu, to
niebezpieczne, gdy masz zbyt wiele rzeczy. Robisz coraz krótsze
podróże i staje się coraz bardziej wybredny co do miejsca
odpoczynku. Wtem poczułem ogromny ból głowy. Krzyknąłem
obracając się z pleców na brzuch, a następnie z trudem usiłowałem
wstać, ale nie mogłem nawet poruszać się na czworaka. Po jego
wpływem nic nie widziałem ani nie słyszałem, starałem się z nim
walczyć, ale ciężko jest, gdy nie widzi się napastnika a jedyna
forma ataku to coś, czego nie możesz zbadać ani odnaleźć źródła.
Wtem poczułem coś innego, nowego i przyjemnego. Uchwyciłem się
tego całym sobą, bałem się, czułem jak moje ciało robi się
ciężkie i obce. Mój wzrok wrócił, a może to tylko moje
wyobrażenie, nieważne. Zobaczyłem jak Mesna wpatruje się we mnie,
następnie usłyszałem jej głos „już dobrze, nic nam nie grozi.
Coś nas chciało zmusić byśmy zawrócili, ale już zamilkło.
Jesteśmy bezpieczni, śpij a ja stanę na straży”. Mówiła
powoli a z każdym jej słowem ból zanikał, kiedy wypowiedziała
ostatnie słowo chciałem zaprotestować i zgłosić się na
pełnienie warty, ale ogarnęło mnie tak wielkie zmęczenie jakby
każda kropelka mej krwi, najmniejszy fragment ciała krzyczał o
odpoczynek. Obudziłem się chwilę przed świtem a obok mnie, blisko
leżała Mesna, mógłbym teraz wyciągnąć rękę i objąć ją
nawet nie przesuwając inną częścią ciała. Czuwała nade mną
przez całą noc. Bez niej zginąłbym tu w potwornych męczarniach.
Nie, nie zginąłbym, poddałbym się bólowi i udał w inne miejsce.
Najpewniej do obozu szkoleniowego strażników i tam zginąłbym w
trakcie powolnym i bardzo bolesnych tortur. Wstałem, po czym
wyszedłem z groty by sprawdzić, czy uda mi się złapać jakieś
ryby w pobliskiej rzece. Trzydzieści minut później wróciłem do
groty z pustymi rękoma oraz wiedza, że w rzeczkach tak małych,
które gdzieś w tych górach się zaczynają nie występują rybki.
Kiedy wszedłem do środka zobaczyłem jak moja towarzyszka się
budzi.
-
Dziękuje ci za wczoraj. Wiesz co to było?
-
Nie mam pojęcia. - odpowiedziała Mesna ziewając – Ale chyba już
wiemy, dlaczego nikt dotąd nie przeszedł na drugą stronę.
-
Ale w tym musi być coś więcej. Powiedz mi jak z tym walczyłaś?
Jak udało ci się wytrzymać ten ból?
-
Po prostu, gdy poczułam pierwszą falę ataku osłoniłam swój
umysł i dopóki nie zacząłeś krzyczeć oraz iść w kierunku
ognia myślałam, że też się osłoniłeś. Wtedy połączyłem się
z tobą i pokazałam jak zabezpieczyć umysł. Nie pytaj mnie skąd
wiedziałam jak to zrobić. Po prostu to wiem, ale nie potrafię tego
wyjaśnić.
-
Sądzisz, że zaatakuje nas znowu.
-
Z całą pewnością nie. Ale musimy zachować ostrożność, kto
wie, na co jeszcze się natkniemy. Czy myślisz, że to tacy jak my
to zostawili? - spytała.
-
Nie wiem, do momentu spotkania ciebie nie widziałem nikogo nam
podobnego i innej sytuacji niż podczas egzekucji. Ale jeśli to
przeklęci to dlaczego zaatakowało nas?
-
Idziemy dalej? Wiesz, że zawsze możemy poszukać dla siebie
miejsca, gdzie indziej. - powiedziała patrząc na mnie z troską.
Nigdy nie byłem dobry w odczytywaniu emocji, czy tam jest tylko
troska czy może coś więcej? - Wyrzuć to urządzenie i sami
zbudujemy sobie bezpieczne miejsce.
-
Nie. - odpowiedziałem stanowczo – Nie zrezygnuje, obiecałem, że
dojdę na miejsce i tak zrobię. Jak możesz tak mówić? Nie chcesz
być bezpieczna, szczęśliwa, nie chcesz nauczyć się panować nad
swym przekleństwem. Nie chcesz wiedzieć, dlaczego akurat ty masz
takie umiejętności. Może tam, gdzie prowadzi nas urządzenie są
wszystkie odpowiedzi.
-
Masz rację. - Odparła wesoło Mesna – cieszę się, że nie
zmieniłeś zdania. Martwiłam się, że postanowisz uciec. No ale
chyba nie powinniśmy następnej nocy spędzać w jakichś innych
grotach. Może inne miejsca będą bezpieczniejsze.
-
A ty, chcesz ze mną podróżować?
-
Oczywiście. Potrzebujemy siebie nawzajem. Chodźmy.
Wstaliśmy,
zabraliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się w dalszą drogę według
wskazań przyrządu. W pewnym momencie musieliśmy iść jedno za
drugim, a kiedy mieliśmy przejść wzdłuż jakiegoś urwiska
przewiązaliśmy się liną. Co jakiś czas zerkaliśmy na siebie i
niewielkimi uśmiechami dodawaliśmy sobie sił oraz poprawialiśmy
samopoczucie.
Komentarze
Prześlij komentarz
Ta sekcja należy do Was. Zostawcie ślad po sobie ;)