Wykluczeni - DEMO

Cześć, mam nadzieję, że nie zanudzę Wam ukazywaniem swoich dawnych projektów [nie bójcie się opinie książek będą, może nawet dzisiaj jak uda mi się skończyć pewną książeczkę]. Tym razem chciałbym pokazać Wam sam początek, a dokładniej pięć rozdziałów, mojego krótkiego "romansu" z tworzeniem czegośco miało być książką z kategorii fantastyki. I byłaby to książka gdyby w trakcie pisania [stworzyłem około 1/5 lub 1/8], nie zaczęły mi wpadać inne rzeczy w plan dnia tak bardzo go rociągając, że prez około dwa tygodnie spałem po dwie-trzy godziny. Szczerze nie polecam takiego czasu pracy. Przez trzy-cztery dni wytrzymacie ale i dłużej to utrzymujecie tym trudniej skupić się na rzeczach istotnych. Gdy okazało się, że mógłbym w kalendarz umieścić z powrotem pisanie książki okazało się iż tak naprawdę musiałbym rozwalić cały projekt i zbudować go od zera. Nie żeby był zły [przynajmniej tak mi się wydaje], ale jest wiele rzeczy które napisałbym inaczej czy wręcz jedne całkowicie wykreślił a zamiast tego dodał inne. Ale dość mego biadolenia ;) Proszę bardzo oto ten fragment, a ja z chęcią przeczytam co o nim sądzicie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Prolog

Wygnaniec, odmieniec, pół-człowiek. Tak o nim mówili. Przez całe życie musiał chować się po kanałach a przez długi czas nie wiedział nawet dlaczego. Aż pewnego dnia podczas wędrówek po kanałach usłyszał głosy. Nigdy ich wcześniej nie słyszał jednak po tonie i barwie od razu poznał, że to strażnicy. W pierwszej chwili chciał odwrócić się i uciec jednak coś skłoniło go do ostrożnego podejścia w tamtą stronę. Cały czas skryty w cieniu obserwował strażników, którzy rzucali czymś w jakąś kupkę starych materiałów. Gdy przyjrzał się bliżej zauważył tam ruch i zareagował instynktownie. Podniósł rękę i krzyknął "STOP", a między strażnikami a czymś w środku pojawiła się bariera "jestem skażony magią", pomyślał a głośno powiedział do zaskoczonych i lekko wystraszonych strażników "odejdźcie stąd i nie wracajcie". Strażnicy wiedzieli, że magowie czy może jak są nazywani "nieczyści", są niebezpieczni dlatego spełnili jego rozkaz, zresztą coś, nawet gdyby się nie zgadzali to coś ich zmuszało do jej posłuchania. Na odchodne jeden ze strażników dodał ". Zabieraj nieczystą larwo i wynoście się z naszego cudownego miasta. Wasza klątwa nie jest tu mile widziana". I odeszli, mężczyzna znowu działając instynktownie zdjął barierę i zbliżył się do postaci zakopanej w materiale. Pod nimi była kobieta, a gdy spojrzał jej w oczy wiedział, że ona również jest spaczona magią. Wyciągnął do niej rękę i powiedział "chodź zaprowadzę cię w miejsce bezpieczne dla takich jak my".

Rozdział 1

To zdarzyło się tydzień temu. Od tego dnia do obecnego podróżujemy razem, no może podróżujemy to nie jest odpowiednie słowo. Raczej ja wędruję w jednym kierunku a ta kobieta idzie ze mną. Wiecie co jest najdziwniejsze, że ona nie odezwała się ani słowem przez ten czas. Próbowałem się z nią porozumieć, lecz zawsze napotykałem opór, tym silniejszy im bardziej chciałem porozmawiać. W końcu przyzwyczaiłem się do jej milczącego towarzystwa, a nawet polubiłem to uczucie. Chciałbym opowiedzieć wam jednak co wydarzyło się dzisiejszego poranka, gdy jedliśmy upieczone ryby które złowiłem w pobliskim jeziorku. Kobieta, gdy skończyła jeść podniosła wzrok na mnie i powiedziała „idę nad staw się wykąpać. Zaczekasz aż wrócę?”, ja przez dłuższy czas wpatrywałem zaskoczony. Wiecie już sądziłem, że strażnicy odcięli jej język, oni lubią tego typu zabawy. Jedyne co udało mi się zrobić to skinienie głowy, kobieta wstała i udała się w kierunku akwenu. Jenak, zanim dotarła do niego odwróciła się i powiedziała „nazywam się Mesna, a ty?”. Moje imię? Ona pytała na moje imię? Od dawna go nie używałem. Mesna nie czekała na moją odpowiedź, tylko wznowiła swą wędrówkę do stawu. Kusiło mnie, by patrzeć na nią, lecz coś w, środku mówiło, że nie powinienem tego robić. W czasie gdy moja znajoma dbała o higienę ja dołożyłem do ognia by mogła się wysuszyć oraz przygotowałem część niezjedzonych ryb jako prowiant na późniejszy czas. Gdy wróciła przykucnęła obok ogniska, a ja mogłem przyjrzeć się jej uważniej. Miała długie rude włosy, kręcone jej oczy koloru jasnej zieleni teraz odbijały płomienie ogniska miały działanie hipnotyzujące i aż ciężko było oderwać wzrok od nich i spojrzeć na resztę ciała, które mimo nałożonych starych, brudnych, śmierdzących i zniszczonych ubrań miało atrakcyjne wymiary. W sumie nie powinienem narzekać na jej ubrania, ponieważ moje wcale nie prezentowało się lepiej. Mesna wychwyciła moje spojrzenie i odparła.
- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie. Jak się nazywasz?
- Ja … - zacząłem, nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć - … nie pamiętam. Od dawna go nie słyszałem. - skończyłem zgodnie z prawdą.
- Musisz mieć jakieś imię. - powiedziała a na jej ustach zagościł delikatny uśmiech. Nie taki, do którego byłem przyzwyczajony, a raczej było w nim coś dobrego, albo miłego – Zgodzisz się, abym nadała ci jakieś? - spytała a jej wielkie pistacjowe oczy wpatrzone były we mnie.
- W porządku, jeśli chcesz. Ale pod warunkiem, że odpowiesz mi, dlaczego tak długo milczałaś.
- Niech będzie. A zatem twoje imię hm … - uniosła jeden palec i dotknęła swego policzka a kawałkiem innego palca (tym który się zgina), powoli przesuwała po górnej części ust. - Alec? Tak, to dobre imię wyglądasz, jak Alec.
- Wyglądam? - znasz jakiegoś.
- Nie, w ogóle mało osób ze mną rozmawia. A gdy ja odzywałam się sama do jakiegoś mężczyzny to byłam karana. Na pewno widziałeś moje plecy.
- Nie podglądałem cię. - odparłem, na co Mesna tylko szerzej otworzyła oczy, zdziwiła się? - To niegrzeczne. Karali cię za odzywanie się?
- Tak, dopóki nie zjawili się strażnicy i nie znaleźli we mnie przekleństwa. Wtedy wrzucili mnie do kanałów gdzie mieli pobić tak mocno, że nie mogłabym się ruszyć, a potem zostawić mnie na śmierć. Często tak robią, od kiedy Rada zakazała palenia. Mieli zacząć mnie bić, ale wtedy ty się pojawiłeś. Wiesz, że wyszedłeś z mgły. Zupełnie jakbyś nią był, nie odzywałam się do ciebie, ponieważ bałam się, że jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni. A to, że strażnicy posłuchali cię uznałam za sen. Myślałam, że straciłam przytomność i żeby nie czuć bólu to przeżywałam coś takiego. Dopiero wraz z upływem dni nabierałam coraz większego przekonania, że jesteś prawdziwy. Jednak dalej bałam się ciebie, no może nie do końca ciebie, a raczej tego, że zabierasz mnie do handlarzy gdzie zostawisz razem z innymi produktami. Gdzie idziemy?
- Do bezpiecznego miejsca. - powiedziałem, mając nadzieję, że zabrzmi to wiarygodnie. Głupio tak mówić, że o tym bezpiecznym miejscu dowiedziałem się ze snu. To było jakiś czas temu, a ten sen był dziwny, dokładnie pamiętam głos oraz urządzenie, a nie mogę sobie przypomnieć właściciela głosu. Zupełnie jakby nie chciał być zapamiętany. Głos powiedział „Idź na północ, to urządzenie wskaże ci drogę”. I koniec, obudziłem się a w mojej dłoni leżało urządzenie wraz ze sznurkiem, aby zawiesić sobie na szyi. Od tego czasu idę w tamtą stronę a urządzenie jest stale przy mnie. - Bezpiecznego dla takich jak my. - powiedziałem z naciskiem.
- Nie wiem, czy gdziekolwiek jest bezpiecznie dla mnie. A ty jesteś przeklęty. Nie my jesteśmy przeklęci.
- Nie przejmuj się tym. Chodź jak dopisze nam szczęście to dziś dojdziemy do wioski gdzie będziemy mogli się ukryć i dzisiejszą noc spędzić na sianie, nieniepokojeni przez nikogo. A jeśli się uda to, kto wie. Może nie napotkamy żadnych łowców i będziemy mogli zapracować na świeże wiejskie jedzenie. Rany, jak dawno nie jadłem świeżego chleba – ostatnie zdanie powiedziałem raczej do siebie zamykając oczy i zwracając twarz ku niebu.
Wstaliśmy i dokładnie ugasiliśmy oraz zasypaliśmy pozostałości naszego ogniska, po czym ruszyliśmy w kierunku wyznaczonym przez urządzenie. Tak naprawdę nie wiedziałem, czy znajdziemy jakąś wioskę, ale tyle jest ich rozsianych po świecie więc kto wie może to malutkie kłamstwo zostanie mi wybaczone a kobieta wyglądała jakby miała lekko dość spania na ziemi gdzie jedyną ochroną przed chłodem było nasze ubranie. Osobiście niespecjalnie lubiłem towarzystwo innych ludzi, najczęściej unikam większych ich zgromadzeń. W kanałach pod miastem byłem, ponieważ alternatywą była wędrówka przez miasto, nie miałem żadnej możliwości jego obejścia.

Rozdział 2 – Mesna

Zostałam zaciągnięta do „tuneli śmierci”, w nich zawsze śmierdzi i jest obecna jakaś dziwna mgła. Strażnicy pchnęli mnie na ścianę tak mocno, że po zetknięciu z nią upadłam lekko oszołomiona, słyszałam jak mówią „teraz plugawa nie nadajesz się nawet jako towar. Mamy dopilnować byś stąd nie wyszła.” Podniosłam głowę i zobaczyłam jak zmierzają ku mnie, ale za nimi mgła przybierała postać człowieka. Ten wyciągnął ku mnie rękę i krzyknął „Stop”, poczułam, że coś pojawiło się między mną a strażnikami i przerażona skuliłam się w sobie błagając w myślach bym miała jeszcze okazję zobaczyć słońce. Niczego więcej nie pragnęłam, mogłam nawet później umrzeć ale bałam się śmierci tutaj i pochłonięcia przez tę mgłę. Wtem poczułam dotknięcie na ramieniu, nie takie, do jakiego byłam przyzwyczajona czy jakiego się spodziewałam, a raczej czułe i delikatne. Spojrzałam w górę i zobaczyłam „mężczyznę z mgły”, gdy nasze oczy spotkały się powiedział coś w stylu „jesteś taka jak ja. Idę do bezpiecznego miejsca chodź ze mną, jeśli chcesz”. Nie bardzo wiedząc co robię, wstałam a tajemniczy on przytrzymał mnie chroniąc od upadku. Gdy już upewnił się, że stoję pewnie odszedł parę kroków a ja podążyłam za nim niczym w transie. Po jakichś dziesięciu minutach takiego marszu zobaczyłam światło, wyjście. Gdy dotarłam do granicy pomiędzy mrokiem a jasnością przesunęłam po niej opuszkami palców. Następnie zrobiłam dwa kroki i przez następne minuty naszego marszu delektowałam się ciepłem. Wędrowaliśmy tak przez dość długi czas. A na noc zatrzymywaliśmy się w miejscach, które na pozór są całkiem zwyczajne, jednak mój towarzysz zawsze w takich potrafił znaleźć drewno albo inne rzeczy na ognisko, raz nawet złożył trawę w takie dziwne bloczki. Wrzucił dwa a paliły się przez całą noc. Gdy zasypiał, podchodziłam do niego cichutko i obserwowałam i czasami dotykałam palcem lub patykiem. Miałam wrażenie, że jeśli tego nie zrobię to on rozwieje się niczym mgła, gdy nie jest potrzebna. Za dnia nie odzywałam się do niego, mimo że on coś mówił. Głównie ze względu, na to właśnie wrażenie. Jednak gdy po kilku takich nocach biwakowaliśmy nad jeziorem przestało mnie to obchodzić i powiedziałam mu swoje imię, a kiedy on nie odpowiadał wstałam i poszłam się wykąpać. Nie wiem ile czasu minie, zanim taka okazja znów się pojawi. Kiedy byłam nad brzegiem wody rozebrałam się, zarumieniłam się zawstydzona śladami na moich plecach, odwróciłam głowę, mój towarzysz podróży siedział przed ogniskiem tyłem do mnie oraz robił coś z naszym jedzeniem, a ja coraz bardziej byłam nim zaintrygowana. Nie przypominał żadnych mężczyzn, których poznałam do tej pory. Jednak on nie mógł dowiedzieć się, że go obserwuję. Szybko weszłam do wody, była cudowna, a to uczucie zmycia z siebie brudu i zmęczenia można by porównać do ekstazy. Kiedy wróciłam na brzeg, założyłam na mokre ciało swoje ubranie i wróciłam do ogniska. Mój tajemniczy mężczyzna udał się skorzystać z kąpieli a ja wiedziona ciekawością posłałem za nim wzrok. Kiedy już wrócił spróbowałam ponownie zacząć rozmowę. Okazało się, że ma on jakiś dziwny przedmiot, który pokazuje jemu i tylko jemu drogę do bezpiecznego miejsca. Dowiedziałam się również, że on nie pamięta swego imienia, miałam ochotę go wtedy przytulić, ale coś mi mówiło, że nie powinnam. Wymyśliłam mu imię, no może nie do końca wymyśliłam. Kiedy patrzyłam na niego myśląc, jakie do niego pasuje usłyszałam wewnątrz siebie kobiecy głos, który wołał „Alec”, a później głos mężczyzny siedzącego przede mną, jednak ten głos wydawał mi się inny taki młodszy. Nie powiedziałam mu tego, ponieważ bałam się, tego, jak zareaguje. Alec powiedział, że dzisiaj przenocujemy w lepszych warunkach. I tylko to stwierdzenie pchało mnie naprzód. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi trafiliśmy nie do wioski a obozowiska. Ostrożnie i w gotowości do natychmiastowej ucieczki podchodziliśmy powoli. W pewnym momencie jakaś postać ze środka obozowiska wstała i skierowała się w naszą stron. Zatrzymaliśmy się i byliśmy niczym króliki w pułapce. Obozowicz odezwał się do nas.
- Witaj bracie i siostro. Czekaliśmy na was. Dołączcie do nas na czas kolacji a później pokażemy skierujemy was na wasze posłania.
- Proszę wybaczyć mą śmiałość – zaczął Alec – ale czy zechciałaby pani powiedzieć kto uprzedził o naszym przyjściu.
- Nasza Wszechwidząca, jeśli będziecie chcieli oraz czuli się na siłach to po kolacji zaprowadzę was do niej. - Alec spojrzał na mnie a jego spojrzenie pytało mnie co tym sądzę i, czy powinniśmy przyjmować zaproszenie. „Czemu nie”, odparłam „może Wszechwidząca pomoże nam w poszukiwaniach”. Alec podziękował kobiecie i oboje weszliśmy do obozu. Liczył on prawie trzydzieści osób i wszyscy wpatrywali się w nas. Jednak nie było tam złości, pogardy, strachu oraz żądzy mordu. Raczej ciekawość oraz szczera troska o nas stan. Podano nam jakiś dziwny placek, który nieufnie powąchałam, ale woń ciasta była jakaś taka nijaka i nie, zapadająca w pamięć. Aby nie urazić gospodarzy ugryzłam mały kawałek i po prostu rozpłynęłam się. Rany takiej cudowności nie miałem nigdy w ustach. Zjadłam cały w trzech następnym gryzach, po czym sięgnęłam po kubek z jakimś płynem. Na początku sądziłam, że to woda jednak ta ciecz była tak mocna, że po pierwszym łyku się rozkaszlałam, ale gdy już opanowałam się i wypiłam kolejne czułam słodki posmak oraz ciepło roznoszące się po całym ciele. Następnie podano jakieś warzywa, których na oczy nie widziałam i aby wiedzieć jak je jeść podpatrywałam innych obozowiczów. Kolacja trwała aż do nastania całkowitych ciemności, ale zanim one przyszły gospodarze rozpalili jeden duży ogień na środku i małe ognisko przed każdym wozem. Gdy skończyliśmy jeść obozowicze zaczęli grać na jakichś instrumentach a Alec przechylił się do kobiety, która nas powitała a później do mnie i spytał „chcesz iść ze mną do Wszechwidzącej czy wejdziesz do któregoś z wozów i spróbujesz się przespać?”.

Rozdział 3

Gdy wraz z nadchodzącą nocą dotarliśmy do obozu chciałem wyć ze szczęścia. Naprawdę bałem się, że nie natrafimy na nic i będziemy zmuszeni do kolejnej nocy pod gołym niebem. Na początku chciałem wykraść jakieś jedzenie, a następnie zaszyć się w jakiś ciemnym kącie stodoły, byłem zaszokowany zaproszeniem do posiłku oraz informacją, że spodziewano się nas. Ta cała Wszechwidząca tak bardzo mnie zaciekawiła, iż chciałem pójść do niej od razu a zmęczenie po całodniowej podróży zniknęło niczym pstryknięcia palcami. Jednak widząc tak dużo żywności poustawianej mój żołądek zaczął się upominać mówiąc, że miał dzisiaj tylko dwie ryby z czego jedna o świcie. Spoglądając na barakowozy, które jak się dowiedziałem służyły jako mieszkania, magazyny, szkoła, itp. naszła mnie myśl na temat pochodzenia warzyw i owoców, które zostały podane. Już miałem zapytać jednak niektórych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Gdy po raz pierwszy w życiu najadłem się do syta byłem gotowy na spotkanie. Przez grzeczność spytałem swej towarzyszki Mesny, muszę przyzwyczaić się do tego imienia, czy pójdzie ze mną, czy może jest za bardzo zmęczona. W końcu nie była przyzwyczajona do takiego życia jak ja. Kobieta po raz kolejny zaskoczyła mnie swą siłą i hartem ducha. Wiecie czasami łapałem się na tym, że szukam ją wzrokiem, a następnie szybko zrywam kontakt, gdy ona się zorientuje, nieważne czy jesteśmy sami, czy może mijamy strażników szos albo coś innego. Pewnie zapytacie kim są strażnicy szos, a może powinienem powiedzieć czym są. To posągi, które przypominają ludzi z tym że są wielkości ponad ośmiu metrów oraz mają tyle głów ile jest na rozstajach. Każda głowa patrzy na inną drogę. Zawsze jak ich mijam czuję się nieswoją jakby mogli samą siłą wzroku zamienić mnie w popiół albo coś w tym stylu. No dobra, ale odbiegam od tematu, którym jest Wszechwidząca. Zostaliśmy poprowadzeni do jednego ze starszych barakowozów mijając po drodze ten, w którym mieliśmy spędzić noc. Razem z Mesną wspięliśmy się po czterostopniowej drabinie, spojrzałem na swą partnerkę w podróży dodając sobie otuchy, jednak zanim zdążyłem zapukać ze środka rozbrzmiał głos „Alec, Mesna, wchodźcie”. Spojrzeliśmy jednocześnie na siebie a w naszych oczach pełno było szoku, zaskoczenia oraz coś na wzór strachu. Mesna złapała mnie pod ramię i razem wkroczyliśmy do środka. Pierwsze co rzuciło nam się w oczy, a raczej w nosy to zapach tak jakby nigdy nie otwierano tutaj niczego oraz nie pozwalano na wymianę powietrza. Wszechwidząca okazała się starą, bardzo starą kobietą o zamkniętych powiekach, wokół których widać było ciemniejsze plamy. Pamiątka po wypalaniu? Jednak mimo swego wieku oraz braku oczu poruszała się z gracją, oraz pewnością. Widać od dawna jest tutaj. Usiadła na dużej poduszce, po czym wskazując dwie naprzeciwko powiedziałam:
- Siadajcie moi mili. Pewnie macie mnóstwo pytań. Może będę w stanie Wam pomóc.
- Wszechwidząca – zacząłem, jednocześnie razem z Mesną spełniając jej prośbę – Jesteśmy przeklętymi i staramy się nie dać pochwycić łowcom. Czy może wiesz cokolwiek o bezpiecznym miejscu na północy?
- Pochodzicie z Pesii. Tylko tam wasze umiejętności są postrzegane jako zło. Tak znam miejsce, do którego zmierzacie. Waszą krainę opuścicie za dwa dni, jednak wasz cel jest dalej. Alec twój prezent to potężne urządzenie mogę je zobaczyć?
- Oczywiście Wszechwidząca – odparłem zdejmując urządzenie z szyi i składając na jej dłoniach.
- Tak … - zaczęła kobieta, obmacując każdy kawałeczek - … jesteś starszy niż na to wyglądasz. Powiedz mi jaką tajemnicę skrywasz. Czujesz, twoi bracia i siostry również ze mną rozmawiali. Nie wstydź się … - mówiła, a właściwie szeptała tak przez pewien czas.
- Wszechwidząca, wybacz .. - zaczęła Mesna - … ale nie rozumiem. Skąd wiedziałaś o nas. Przecież my sami nie wiedzieliśmy co się stanie.
- Umiem dostrzegać znaki niewidoczne dla innych dziecko. - odpowiedziała kobieta, oddając mi urządzenie, które natychmiast założyłem. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, ale bez niego czułem się nagi, no może niedokładnie, raczej niekompletny – Urządzenie wskazuje wam drogę i poddaje testom. A gdy dotrzecie na miejsce zmieni się i powie coś więcej. Nie wiem co ani kiedy, po raz pierwszy w życiu ta część jest dla mnie zagadką. - odparła szczerze zasmucona, a przynajmniej takie sprawiała wrażenie – Przykro mi chciałam wam pomóc bardziej, ale mogę tylko zaoferować miejsce do spania oraz podarowanie wam zapasów. Naprawdę chciałam aby wszyscy tu obecni poszli z wami jednak to wasza wędrówka i tylko wy możecie jej podołać. - zamilkła na chwilę, a gdy ponownie się odezwała jej głos brzmiał bardzo stanowczo – Już późno dzieci. Idźcie spać a jutro zobaczymy.
Razem z Mesną wstaliśmy całkowicie bezwiednie i zostaliśmy poprowadzeni do naszego miejsca spoczynku. Nie wiem jak ona, ale ja kompletnie nic nie pamiętałem od momentu wstania z poduszek u Wszechwidzącej a wejściem do naszego wozu. W środku były dwa łóżka i coś na wzór ściany z materiału. Po zasunięciu powstają niby dwie sypialnie. Na końcu wozu znajdowało się inne pomieszczenie, takie, które pełniło funkcję łazienki. Gdy zasunąłem ścianę, rozebrałem się i położyłem do łóżka. Boże nigdy nie spałem na czymś tak miękkim. Myślałem, że przez tę miękkość nie będę w stanie zasnąć, ale pełny posiłek i ciepła, bezpieczna przystań sprawiła, iż usnąłem bardzo szybko i mimo tego, że zwykle mam bardzo płytki sen i łatwo mnie obudzić, ocknąłem się, dopiero gdy Mesna złapała mnie za ramię i zrzuciła z niego.
- O co chodzi? - spytałem może gorszy niż powinienem.
- Zniknęły nasze rzeczy.
- Co!? - odparłem zdumiony – ale jak to?
- Spójrz leżały tam a teraz ich nie ma. - powiedziała wskazując palcem, w puste miejsce, gdzie wcześniej położyliśmy nasze ubrania.
- A reszta naszych rzeczy?
- Są na miejscu – odpowiedziała poprawiając kołdrę, koc, cokolwiek co leżało na łóżku – chyba niczego nie brakuje.
- Jest tu jakieś okno? Jak długo spaliśmy?
- Nie wiem, ale gdy spałeś wyjrzałam na chwilę przez drzwi. Jest jeszcze ciemno.
- Co możemy zrobić? Przecież nie wyjdziemy nadzy na zewnątrz. - powiedziałem wycierając twarz o dłonie.. W tym momencie drzwi zaczęły się otwierać. Ja znowu pod wpływem impulsu wykonałem prawą dłonią jakiś symbol, po czym nad nią pojawiła się mała kulka. Latała delikatnie nad dłonią i składała się tylko i wyłącznie z ognia. Co zaskakujące nie parzył mnie, wydzielała przyjemne ciepło, jednak wiedziałem, iż jest śmiertelnie niebezpieczna. - Kto tam jest? - krzyknąłem w kierunku drzwi – powiedz mi, inaczej cię spalę. - Drzwi przestały się otwierać a zza nich popłynął dźwięk? Dźwięk głosu.
- Ja przepraszam, że was obudziłem. Zostałem wysłany by posprzątać wasze ubrania, ale były w tak złym stanie, że wyrzuciliśmy je a teraz mam dla Was nowe. Proszę pozwólcie mi wejść i nie wspominajcie innym, że obudziłem Was.
- Możesz wejść. - powiedziałem jednocześnie sprawiając, że kula znikła. Do środka wszedł chłopczyk mniej więcej dwunastoletni. Położył nowe ubrania w miejscach, gdzie były nasze i szybko uciekł. Razem z Mesną spojrzeliśmy na siebie. Po czym wstałem zastawiłem drzwi, po czym zwróciłem się do niej – Niech teraz spróbują się dostać do środka. Spróbujmy jeszcze się przespać. Jutro czeka nas długi dzień.

Rozdział 4

Reszta nocy upłynęła spokojnie, nie wiem, czy to zasługa zabarykadowanych drzwi, tego, jak bardzo wystraszyłem to dziecko, wygodnych posłań czy może towarzystwa. Ponieważ mimo obecności tej ruchomej ściany używaliśmy jej, tylko gdy się przebieraliśmy, a następnie odsuwaliśmy. Gdy nastał ranek po raz pierwszy nie chciałem wstawać. Leżałem w łóżku i marzyłem, że kiedyś będę takie mieć i będę wtedy raz albo dwa na tydzień leżał przez cały dzień. Jednak po jakimś czasie czułem dziwne fale gorąca oraz musiałem co jakiś czas poruszać rękoma i nogami. Spojrzałem w kierunku łóżka Mesny, jeszcze spała „niech śpi, dużo przeżyła wczoraj”. Wstałem z łóżka i podszedłem do ładnie złożonych ubrań. Kiedy już się ubrałem wziąłem ubranie kobiety i położyłem je bliżej łóżka, tak by mogła sięgnąć po nie, nie narażając się na kontakt z podłogą. Następnie odwróciłem się do niej plecami i zacząłem badać nowe ubranie. Okazało się ono zaskakująco lekkie, wygodne i także posiadające dużą ilość kieszeni. Usłyszałem jak Mesna przeciąga się w łóżku i mimo wielkiej ochoty nie odwróciłem się. Powiedziałem tylko „Położyłem twoje ubrania po twojej prawej stronie, jeśli chcesz zostać sama powiedz a ja zaraz otworze drzwi i wyjdę”. Moja towarzyszka odpowiedziała, że to nie jest konieczne. Ufa, że nie będę podglądał. Gdy wypowiedziała to zdanie odruchowo obróciłem głowę o dziewięćdziesiąt stopni jednak szybko cofnąłem ten ruch i skupiłem się na swoich nogach, na których były również nowe buty. Nie trwało długo jak Mesna musnęła delikatnie moje ramię i wyszeptała „możemy wychodzić jestem gotowa”. Odbezpieczyliśmy drzwi, a gdy je otworzyłem puściłem ją przodem. Dzięki temu mogłem spokojnie zaobserwować, że stare ubrania wiele maskowały. Po wyjściu z baraku skierowaliśmy się w miejsce, gdzie poprzedniego wieczora jedliśmy. Obozowicz, który wczoraj nas powitał już tam był razem z kilkoma innymi. Gdy nas zobaczył wskazał nam miejsca obok siebie, a gdy je zajęliśmy spytał:
- Wypoczęliście? Jak minęła noc?
- Wyśmienicie. - odparłem – Chyba nawet władca Pesii, nie ma wygodniejszego łoża.
- Miło mi to słyszeć. Wszechwidząca rozmawiała ze mną po waszym wyjściu. Naprawdę żałuję, że nie możemy Wam towarzyszyć, a szczególności Tobie piękna Pani – powiedział nie odrywając wzroku od Mesny, która na to wyznanie spłonęła rumieńcem i przesunęła się po ławie bliżej mnie. - Trudno, będę musiał jakoś to przeżyć. Przygotowaliśmy wam prowiant na drogę. Zapakowaliśmy je w dwie torby. Jest tam jedzenie, także takie, które zostało przygotowane według naszych tajemnych przepisów. Jest tam na przykład mięso specjalnie wysuszone w taki sposób, że zachowuje swój smak i nie zepsuje się przez długi czas. Zresztą cała żywność, jaką tam macie jest przygotowana na długą podróż. Dodatkowo macie tam komplet ziół, maści i tym podobnych wraz z informacją, jak i na co je stosować. Oraz kilka niespodzianek, które Wszechwidząca osobiście kazała wam dać.
- Jesteśmy wdzięczni za waszą szczodrość, ale nie mam jak się odwdzięczyć – powiedziała Mesna.
- To prezenty – odparł wesoło nasz rozmówca – Nie musicie nic dawać w zamian. A zapomniałbym, potraficie czytać?
- Ja tak – powiedziała kobieta, patrząc na mnie bym zabrał głos – Ja też, tak trochę.
- Świetnie, mam dla was list od Wszechwidzącej – wręczył nam zamknięty list – otwórzcie go, gdy nasz obóz zniknie wam z oczu.
- Zaraz. - powiedziałem – Wszechwidząca jest niewidoma. Jakim cudem napisała list?
- Ona nie potrzebuje oczu. Ograniczały ją tylko. Opowiadała wam swoją historię?
- Nie – powiedziała Mesna – Ty ją znasz?
- Nie całą oczywiście. Ale pewną jej część. - pochylił się ku nam zniżając jednocześnie głos, zupełnie jakby ta informacja była tylko dla naszych uszu – To wydarzyło się dawno temu, gdy Wszechwidząca była dzieckiem, które właśnie zmienia się w kobietę. Dopiero wtedy można wykryć czy ma się Dar, czy jak to nazywają Strażnicy czy Łowcy, przekleństwo. Jednak jest ich za mało by każdego sprawdzić dlatego często zdarza się, że dopiero parę lat później jest to odkrywane, jednak odbiegam od tematu. No więc Wszechwidząca dorosła i stała się kobietą. Dostała wtedy pierwszej wizji, nie wiem co zobaczyła, ale tak ją to wystraszyło, że jak najszybciej wróciła do domu i opowiedziała wszystko rodzinie. Oni zawiadomili Strażników, jednak nie wińcie ich. Pamiętajcie, że byli oni wychowywani w przeświadczeniu, że chronią ich od wszelkiego zła. Zaraz jakie mają motto …
- … Zło jest na zewnątrz i w środku. Tylko strażnik was ochroni, tylko strażnik was ocali, tylko strażnik was uwolni. - Wyrecytowała z pamięci Mesna – Zanim mnie odkryto widziałam wielu strażników a oni nie sprawdzali mnie, ponieważ straciliby zabawkę.
- … tak strażnicy są coraz bardziej brutalni. - ponownie przemówił mężczyzna – Wszechwidząca mówi, że kiedyś tak nie było, że gardzili i otwarcie sprzeciwiali się niewolnictwu. Później nastała wojna i potrzebowano darmowej siły roboczej a po jej zakończeniu ludzie przyzwyczaili się do niewolników i odmawiali ich uwolnienia. Pesia, była wtedy słaba i ostatnie czego potrzebowała to wojny domowej. Jednak to opowieść na kiedy indziej. Może kiedyś spotkamy się jeszcze i wtedy opowiem Wam. No więc strażnicy przyszli do domu Wszechwidzącej i wszystkich obecnych przesłuchali. Powiedzieli, że ich córka jest przeklęta i muszą ją zabrać do twierdzy na leczenie. Kiedyś tak mówiono, ale nigdy nie istniała żadna twierdza. To tylko kłamstwo dla rodziny. Tak naprawdę została zabrana do koszar gdzie wypalono jej oczy, oznaczono i wykorzystywano przez kilka dni. Pewnie zabiliby ją po znudzeniu się, gdyby nie pewien służący, który zapłacił życiem za to by ją wydostać. Nie wiedziała jak się nazywa ani nic innego, gdyż każdy służący zostaje zmuszony do wypicia naparu, po którym język mu usycha i odpada, wszystko po to aby nie mówili nikomu o tajemnicach strażników. Wszechwidząca dotarła jakoś do swego domu jednak zamiast niego zastała tylko popiół oraz resztki domu, których nie strawił ogień. Podobno w nocy był wypadek i wybuchł pożar. Dopiero po latach dowiedziała się, że to strażnicy podczas nocnego patrolu podłożyli ogień. Wszechwidząca uciekła wtedy do lasu. I tam dopiero zorientowała się, że widzi. I to nie tylko to, co teraz, lecz również to, co było i będzie. Ot i cała historia, przynajmniej cała część, którą ja wiem.
- Dziękujemy, że zaufałeś nam na tyle aby to powiedzieć.
- To nie ja. To Wszechwidząca udzieliła swojej zgody.
- Ale przecież pytałeś, czy my o tym nie wiemy?
- Ja i Wszechwidząca jesteśmy połączeni. Nie wiem jak to działa, ale możemy rozmawiać przywołując tylko obraz drugiej osoby i w myślach formułować pytania.
- Można się tego nauczyć? - spytałem szczerze zainteresowany.
- Nie wiem, nie spotkałem nikogo z takimi umiejętnościami, ale może w waszej podróży znajdziecie odpowiedzi. - Po tym zaprosił nas na śniadanie a po nim odprowadził na granicę obozu. Ścisnął mi dłoń na pożegnanie i uścisnął Mesnę, a kiedy ją obejmował w mojej głowie pojawiła się myśl „gdzie ta ręka”, rany co się ze mną dzieje. Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy przed siebie. Spojrzałem z ukosa na kobietę i uśmiechnąłem się do samego siebie.

Rozdział 5

Trzeciej nocy dotarliśmy do gór granicznych Pesii, nikt nie wie co się znajduje za nimi, ani czy możliwe jest ich przekroczenie. Razem z Mesną znaleźliśmy niewielką grotę, która posłuży nam za schronienie na dzisiejszy wieczór. Po szybkim oraz skromnym posiłku, po jedzeniu w obozie wszystkie wydają się skromne, owinęliśmy się w bardzo oryginalny worek wręczony nam razem z innymi rzeczami w torbie. W notatce wyjaśniającej było napisane, że ten worek nosi nazwę śpiwór oraz że jest wygodny, ciepły i lekki. W sam raz na wykorzystanie go podczas nocnego odpoczynku. Na początku byłem pełen nieufności, lecz po pierwszej nocy w śpiworze nie wiem jak mogłem do tej pory spać bezpośrednio na ziemi. Mam nadzieję, że nie przyzwyczaję się zbyt szybko do takiego luksusu, to niebezpieczne, gdy masz zbyt wiele rzeczy. Robisz coraz krótsze podróże i staje się coraz bardziej wybredny co do miejsca odpoczynku. Wtem poczułem ogromny ból głowy. Krzyknąłem obracając się z pleców na brzuch, a następnie z trudem usiłowałem wstać, ale nie mogłem nawet poruszać się na czworaka. Po jego wpływem nic nie widziałem ani nie słyszałem, starałem się z nim walczyć, ale ciężko jest, gdy nie widzi się napastnika a jedyna forma ataku to coś, czego nie możesz zbadać ani odnaleźć źródła. Wtem poczułem coś innego, nowego i przyjemnego. Uchwyciłem się tego całym sobą, bałem się, czułem jak moje ciało robi się ciężkie i obce. Mój wzrok wrócił, a może to tylko moje wyobrażenie, nieważne. Zobaczyłem jak Mesna wpatruje się we mnie, następnie usłyszałem jej głos „już dobrze, nic nam nie grozi. Coś nas chciało zmusić byśmy zawrócili, ale już zamilkło. Jesteśmy bezpieczni, śpij a ja stanę na straży”. Mówiła powoli a z każdym jej słowem ból zanikał, kiedy wypowiedziała ostatnie słowo chciałem zaprotestować i zgłosić się na pełnienie warty, ale ogarnęło mnie tak wielkie zmęczenie jakby każda kropelka mej krwi, najmniejszy fragment ciała krzyczał o odpoczynek. Obudziłem się chwilę przed świtem a obok mnie, blisko leżała Mesna, mógłbym teraz wyciągnąć rękę i objąć ją nawet nie przesuwając inną częścią ciała. Czuwała nade mną przez całą noc. Bez niej zginąłbym tu w potwornych męczarniach. Nie, nie zginąłbym, poddałbym się bólowi i udał w inne miejsce. Najpewniej do obozu szkoleniowego strażników i tam zginąłbym w trakcie powolnym i bardzo bolesnych tortur. Wstałem, po czym wyszedłem z groty by sprawdzić, czy uda mi się złapać jakieś ryby w pobliskiej rzece. Trzydzieści minut później wróciłem do groty z pustymi rękoma oraz wiedza, że w rzeczkach tak małych, które gdzieś w tych górach się zaczynają nie występują rybki. Kiedy wszedłem do środka zobaczyłem jak moja towarzyszka się budzi.
- Dziękuje ci za wczoraj. Wiesz co to było?
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziała Mesna ziewając – Ale chyba już wiemy, dlaczego nikt dotąd nie przeszedł na drugą stronę.
- Ale w tym musi być coś więcej. Powiedz mi jak z tym walczyłaś? Jak udało ci się wytrzymać ten ból?
- Po prostu, gdy poczułam pierwszą falę ataku osłoniłam swój umysł i dopóki nie zacząłeś krzyczeć oraz iść w kierunku ognia myślałam, że też się osłoniłeś. Wtedy połączyłem się z tobą i pokazałam jak zabezpieczyć umysł. Nie pytaj mnie skąd wiedziałam jak to zrobić. Po prostu to wiem, ale nie potrafię tego wyjaśnić.
- Sądzisz, że zaatakuje nas znowu.
- Z całą pewnością nie. Ale musimy zachować ostrożność, kto wie, na co jeszcze się natkniemy. Czy myślisz, że to tacy jak my to zostawili? - spytała.
- Nie wiem, do momentu spotkania ciebie nie widziałem nikogo nam podobnego i innej sytuacji niż podczas egzekucji. Ale jeśli to przeklęci to dlaczego zaatakowało nas?
- Idziemy dalej? Wiesz, że zawsze możemy poszukać dla siebie miejsca, gdzie indziej. - powiedziała patrząc na mnie z troską. Nigdy nie byłem dobry w odczytywaniu emocji, czy tam jest tylko troska czy może coś więcej? - Wyrzuć to urządzenie i sami zbudujemy sobie bezpieczne miejsce.
- Nie. - odpowiedziałem stanowczo – Nie zrezygnuje, obiecałem, że dojdę na miejsce i tak zrobię. Jak możesz tak mówić? Nie chcesz być bezpieczna, szczęśliwa, nie chcesz nauczyć się panować nad swym przekleństwem. Nie chcesz wiedzieć, dlaczego akurat ty masz takie umiejętności. Może tam, gdzie prowadzi nas urządzenie są wszystkie odpowiedzi.
- Masz rację. - Odparła wesoło Mesna – cieszę się, że nie zmieniłeś zdania. Martwiłam się, że postanowisz uciec. No ale chyba nie powinniśmy następnej nocy spędzać w jakichś innych grotach. Może inne miejsca będą bezpieczniejsze.
- A ty, chcesz ze mną podróżować?
- Oczywiście. Potrzebujemy siebie nawzajem. Chodźmy.

Wstaliśmy, zabraliśmy swoje rzeczy i udaliśmy się w dalszą drogę według wskazań przyrządu. W pewnym momencie musieliśmy iść jedno za drugim, a kiedy mieliśmy przejść wzdłuż jakiegoś urwiska przewiązaliśmy się liną. Co jakiś czas zerkaliśmy na siebie i niewielkimi uśmiechami dodawaliśmy sobie sił oraz poprawialiśmy samopoczucie. 

Komentarze