Cześć, zapraszam was na tekst o pierwszym tomie. Seria dość długo czekała na polską premierę a czy opłacało się czekać? To już musicie ocenić sami.
Walczyliśmy po złej stronie wojny, której nie mogliśmy wygrać. I to były te dobre wieści.
Ruharowie uderzyli w Dzień Kolumba. Niewinnie dryfowaliśmy sobie na naszej błękitnej kropce, jak rdzenni mieszkańcy Ameryki w 1492 roku. Za horyzontem pojawiły się okręty technologicznie zaawansowanej, agresywnej kultury i BUM! Skończyły się stare, dobre czasy, kiedy tylko ludzie zabijali siebie nawzajem. Cóż, Dzień Kolumba. Pasuje.
Gdy na porannym niebie znów pojawiły się obce okręty międzygwiezdne, tym razem należące do Kristangów, którzy rozgromili Ruharów, myśleliśmy, że nas uratowano. Siły Ekspedycyjne Narodów Zjednoczonych wyruszyły wraz z Kristangami, naszymi nowymi sojusznikami, na wojnę z Ruharami. I tak oto, zamiast walczyć w Nigerii jako żołnierz Armii Stanów Zjednoczonych, teraz walczę w kosmosie. Ale to wszystko było kłamstwem. Nie powinniśmy nawet byli walczyć z Ruharami.
Może lepiej zacznę od początku…
Na początku może napiszę tak iż nie znam tego twórcy i jego sposobu pisania. A to nowe uniwersum to mój pierwszy kontakt z jego piórem. Tak naprawdę to jestem rozdarty przy okazji pisania o tej powieści. Z jednej strony zaintrygowały mnie chomiki metr osiemdziesiąt w pancerzach i zaawansowanej broni a z drugiej mimo głównego bohatera jako żołnierza mało w książce jest walk. Nie zrozumcie mnie źle powieść nie jest nudna i jeśli macie dwa dni tylko na czytanie to moglibyście poznać ją całą, ale ciągle czegoś mi tam brakowało. Ale zacznijmy od początku.
-----------------------------------------------------------------------------------------------
Okładka:
Wydawnictwo: Drageus Publishing House
Seria: Expeditionary Force
Premiera: 25 czerwiec 2020
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Opis marketingowy:
Ruharowie uderzyli w Dzień Kolumba. Niewinnie dryfowaliśmy sobie na naszej błękitnej kropce, jak rdzenni mieszkańcy Ameryki w 1492 roku. Za horyzontem pojawiły się okręty technologicznie zaawansowanej, agresywnej kultury i BUM! Skończyły się stare, dobre czasy, kiedy tylko ludzie zabijali siebie nawzajem. Cóż, Dzień Kolumba. Pasuje.
Gdy na porannym niebie znów pojawiły się obce okręty międzygwiezdne, tym razem należące do Kristangów, którzy rozgromili Ruharów, myśleliśmy, że nas uratowano. Siły Ekspedycyjne Narodów Zjednoczonych wyruszyły wraz z Kristangami, naszymi nowymi sojusznikami, na wojnę z Ruharami. I tak oto, zamiast walczyć w Nigerii jako żołnierz Armii Stanów Zjednoczonych, teraz walczę w kosmosie. Ale to wszystko było kłamstwem. Nie powinniśmy nawet byli walczyć z Ruharami.
Może lepiej zacznę od początku…
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Opinia:
Fabuła, rozpoczyna się od kontaktu trzeciego stopnia. Tak, chyba tak mogę napisać, i jest to bardzo delikatne określenie skoro chwilę później dowiadujemy się, że Ziemia zostaje wciągnięta w potyczkę dwóch ras. Właściwie większą ilość ale o tym dowiadujemy się później. I moim skromnym zdaniem zbyt mało.
Narracja, prowadzona jest w czasie przeszłym i jest powiedzmy, że wspomnieniami głównego bohatera. I chociaż kiedyś napisałbym iż taka forma narracji zdradza iż głównemu nic się nie stanie to jest kilka dzieł, niestety teraz ich tytułów nie podam, gdzie również jest taka forma a pod koniec powieści główny ginie, nierzadko dość brutalnie.
Akcja, jak pisałem wcześniej mimo, że główny bohater jest żołnierzem i jesteśmy w klimatach sci-fi to na tych 500 czytnikowych stronach nie było jej zbyt dużo, czasem nawet, szczególnie w środkowej części, miałem ochotę przeskakiwać akapity aby trafić na szybką akcję.
Akcja, jak pisałem wcześniej mimo, że główny bohater jest żołnierzem i jesteśmy w klimatach sci-fi to na tych 500 czytnikowych stronach nie było jej zbyt dużo, czasem nawet, szczególnie w środkowej części, miałem ochotę przeskakiwać akapity aby trafić na szybką akcję.
No przynajmniej do momentu natrafienia na Skippy'ego, postać teoretycznie drugoplanową ale stworzoną tak, że w scenach występowania "kradnie całą uwagę i gra pierwsze skrzypce". Czy przeczytam kolejne tomy? Dobre pytanie, jednak chyba tak. Ponieważ mimo tego iż powieść nie jest jakaś wybitna a fabuła oryginalna to nazwanie jej średniakiem byłoby dla niej obrazą. Ma kilka ciekawych elementów i mimo braku opisów a te które występują są raczej szczątkowe nie żałuje spędzonego z nią czasu i uznaje ją za dobrą. Nie bardzo dobrą a dobrą czy solidną.
Profil książki w serwisie lubimy czytać:
Komentarze
Prześlij komentarz
Ta sekcja należy do Was. Zostawcie ślad po sobie ;)